Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/984

Ta strona została uwierzytelniona.
204

Jenerałowa wreście oprzytomniona wstała z kanapy.
— Panie baronie, — rzekła tonem pełnym przyzwoitości, — mogłabym się zdziwić zaprawdę, spotykając się z nim tutaj, ale wiedziałam, — dodała z przyciskiem, — że go tutaj spotkać mogę, a nawet przyznaję się do winy, trochę mnie tu sprowadziła chęć zapobieżenia jego niebezpiecznym odwiedzinom.... Jestem opiekunką téj niewinnéj dzieweczki.
Skłoniła głową i wyszła majestatyczna, poważna, surowa jak Sybilla, która wyrok śmiertelnikowi strwożonemu ogłosiła. Baron stał i powtarzał tylko ciągle — Ma foi! ma foi! a gdy ją ujrzał za drzwiami dodał — niechże ją wszyscy djabli wezmą.
Myśli, że jéj się zlęknę? sądzi, że nie powrócę? przepraszam, choć nie jestem z tych baronów co byli w krucjatach, gdy sobie powiem, że co ma być... to być musi.
Jordanowa powróciła nie rychło.
— Stara przyjaciołeczko, — rzekł słodko baron, — chodź na słówko do ogrodu... pogadamy.... i będziesz kontenta... a téj Jejmości