Strona:PL JI Kraszewski Kotlety 1830.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

ścianach; ani komina, ugarnirowanego flaszkami, słoikami i garnuszkami, na który rzadko ogień zawita.
Po opisie mieszkania od razu się domyślisz jak moja figura wygląda. Oto jestem sobie podługowaty, mam nogi do wędrówek najzdatniejsze, bo nadzwyczaj cienkie, przytem szyję na której postrzeżesz wszystkie żyły i muszkuły. Włosy jeżą mi się wcale zgrabnie na głowie, i dla tego też od lat piętnastu nie tykam ich grzebieniem; nos stosowny jest do całej figury i rzuca cień przyzwoity na twarz bladą żółto­‑zielonawego koloru, jak zwyczajnie u literata. A oczy! ach P. Bałamucie, żebyś też widział moje oczy: co to za piękność! Oto wystaw sobie, że niedostatek brwi w całej sile dozwala połyskiwać dwóm czarnym kołóm, ale to tak czarnym jak węgiel. Żywość poruszeń ich porównałbym chyba do szybkich obrótów kart w ręku szulera, zamieniającego dwójkę w trójkę lub asa; a obok tego wystaw sobie oczy adwokata, lichwiarza i żyda, a będziesz miał cały moich własnych oczu wyraz. Słowem oczy moje, są w najnówszym dzisiejszym guście. O garderobie tyle tylko powiem, że mam świąteczną i powszednią, parasol, kapelusz i jeszcze wiele rzeczy, które u mnie wiszą na ścianie. Kończąc zaś ten opis dodaję, iż nie bez przyczyny go uczyniłem: miło znać człowieka wprzódy nim się jego pismo przeczyta. A gdy teraz znając mnie powierzchownie, otworzysz Lawatera i Galla i z nich o mnie wyrok wydasz, mam nadzieję iż powiesz, że co ja napiszę, to bydź musi doskonałe. — Ale cóż to mi się wyśliznęło? — własna pochwała! która w infimie jeszcze słyszane przywodzi mi na pamięć przysłowie: propria laus sordet. Niegodziwa pamięć! ona zawsze cóś z kąta wywlecze, czego człowiek najmniej się spodziewa. Ale piszmy dalej.
Jednego zmroku kiedy w naszem mieście pozapalano latarnie, gdyż to było po pełni; kiedy w szynkach odzywała się harmonijna muzyka kieliszków, a szejne­‑katerynka przygrywała chrapliwym głosem; kiedy nareszcie drążki lata-