Strona:PL JI Kraszewski Listy do nieznajomego 30.jpg

Ta strona została skorygowana.

słyszałem, że był żonaty. Nie dając mu wprzód wiedziéć o sobie, pojechałem. Niepodobieństwem było, aby mnie poznał po latach trzydziestu; przecież probowałem, czy mu głos mój, resztki dawnéj fizyognomii, wspomnienia, które dobyłem z przeszłości, nie przywiodą na pamięć nazwiska. Nie odgadł mnie; musiałem powiedziéć kto byłem. Uściskaliśmy się serdecznie.
Któż wié? ja-bym go téż pewnie, w ulicy gdzieś spotkawszy, nie poznał! Zmienionym był bardzo. Czarny ów kruczy włos posiwiał znacznie; oczy ogniste patrzały chłodno i spokojnie; młodzieńcza postać stężała i zmężniała; nabrał ciała, — ubyło mu ducha. Siedział nad ogromnemi księgami rachunków, gdy przyszedłem. Z kilku wyrazów zamienionych domyśléć mi się było łatwo, że literacki zawód porzucił, że pracy się wyrzekł, że cyfry te i rachunki, męka codzienna prozaicznych obowiązków, odjęły mu wszelką ochotę do zajmowania się tém, co dawniéj było dlań celem głównym.
Pamiętał ową różaną jutrzenkę uniwersyteckich czasów, lecz za mgłami dnia dusznego nie widział słońca. Człowiek to był co jak zégar stanął, i wskazywał godzinę, na któréj ręka losu sprężynę złamała.
Osamotniony, znękany, biedny, zapoznał się gdzieś z prostą, niemłodą kobietą, która maleńki, lichy domek z ogródkiem miała na przedmieściu w Marsylii, i z nią się ożenił. Mówił mi tylko o tém, że miał własne figi i winogrona. Domeczek był ciasny, ubogi, lichy; szukałem w nim książek, — nie było ich; gazeta tylko leżała na stoliku. Z rozmowy łatwo się przekonałem, że wcale nie wiedział, co się