Strona:PL JI Kraszewski Listy do nieznajomego 32.jpg

Ta strona została skorygowana.

Spotkawszy się, byliśmy jak ludzie, co języka wspólnego zapomnieli; on mi mówił rzeczy, które dla mnie strupieszały i w proch poszły, jam mu powiadał inne, które go oburzały i gniewały. Chciało mi się płakać, patrząc na tę ruinę intelligencyi dobrowolną, zrezygnowaną, niepoczuwającą się do upadku. A ileż podobnych naliczyćby można, które odosobnienie, znękanie, zgnuśnienie poobalało! Została mu z dawnych czasów łacina i miłość literatury starożytnéj, która, jak on, skamieniałą była. Pamiętał wiersze Horacyusza i cytował je; cały ruch późniejszy literatury krajowéj pozostał mu zupełnie obcym. Tłómaczy się to łatwo tém, że materyalném było niepodobieństwem być z nim w związku.
Dziwniejszém nad to wydało mi się, że filolog, professor, komentator, literat z powołania, żadną literaturą się nie zajmował, — marsylski dziennik jeden (Semaphore) służył mu za pokarm powszedni i — starczył.
Na nim po raz pierwszy rozmierzyłem przestrzeń, jaką idee nasze o nas samych, o przeszłości, sądy o ludziach i wypadkach przebiegły, jak punkt widzenia jego niesłychanie się różnił od naszego. Smutne dzieje i studya lat kilkudziesięciu z zapatrywania się apologetycznego na przeszłość wyjść nas zmusiły. Klimaszewski nie rozumiał mnie, ilekroć wystąpiłem z krytyką, szczególniéj tych postaci, które dlań już były kanonizowane i nietykalne. Nie wchodził w to wcale, czym miał dowody na poparcie przekonań; oburzało go zuchwałe targanie się na te zwłoki przeszłości, których się tknąć nie godziło.
O jakże żywo mythus o Anteuszu przychodził mi na myśl, kiedym patrzał na niego! jakże innym byłby ten człowiek, gdyby stopy jego nie wgrzęzły w obcą ziemię, choć gościnną, lecz z którą zrosnąć się, zespolić niepodobna. Węzeł, co go z życiem rzeczywistém wiązał, pękł; pozostało życie sztucznie podsycane ze snami o przeszłości.
Odżył trochę, gdym mu przypomniał, jak mu się