Strona:PL JI Kraszewski Listy from Świt Y1884 No34 page545 col3 part2.png

Ta strona została skorygowana.

dném, ale niém wcale nie jest. Drogi przyjacielu, lub nieprzyjacielu, powinieneś uwzględnić, że mam już we wspomnieniach moich coś tak jakby sześćdziesiąt trzy... zimy, z których niejedna mogłaby się podwójnie liczyć. A to czyni człowieka ociężałym! Od pięćdziesięciu przeszło lat koresponduję bez wytchnienia; proszę pomyśléć, ile przedmiotów, idei, wydarzeń musiałem już poruszyć, roztrząsnąć i zdać wam z nich sprawę! Możnaby się zmęczyć czémś mniejszém...
Czy myślicie, że po tém wszystkiém mam swobodę mówienia o czém chcę i jak chcę? Miły czytelniku, odpowiem ci na to, że istnieje redakcya, redaktor, wypadki nieprzewidziane, zwyczaje przyjęte, uza (jak mówią na giełdzie) i cała nieskończoność warunków, uprawniających zwrot nabytego przedmiotu.
Ale — piérwszy dzień miesiąca zbliża się. Kalendarz sterczy przed oczyma, wołając: korespondencya, albo życie! Już kładąc się do łóżka, w głowę zachodzę, o czém tu pisać? O czém bo tu pisać?...
Raz rozmawiałem w przedmiocie tym z jednym feljetonistą francuzkim, doskonałym chłopcem, ale — lekkomyślnym, jak wszyscy feljetoniści. Skarżyłem się, jak zwykle.
— Co znowu — rzekł mi. Używaj pan mojéj metody. Najprzód nie śpiesz się i pisz dopiéro w ostatniéj chwili, kiedy masz nóż na gardle; probatum est, to dodaje werwy. Powtóre, nie trudź się pan zbytecznie szukaniem myśli.