Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

Chwyciłbym potem tych co z życiem nie wiedzą co począć, co siedzą u gościńca, nie pragnąc i nie łaknąc niczego.
Powiedziałbym mądrym, że troskają się wiele, a zapominają co główna; biednym, że ich jest królestwo niebieskie byle oczy załzawione wznieśli ku niebu, znalazłbym w tej małej książeczce mojej słowo dla każdego, na każde cierpienie pociechę... Któż wie, może gorące słowo obudziłoby iskierkę jaką? może pociągnąłbym za sobą, możebym do kościołów wprowadził modlitwę, do serc nadzieję i miłość — do umysłów jasność niebieską?
— Gotujesz się jak widzę nie żartem na Apostoła, rzekł Baltazar — ale po cóż ci już nauka?
— Mylisz się, odparł Serapion, którego oczy łzami połyskiwały, nie czuje w sobie sił do tego posłannictwa tak wielkiego — a jedno maluczkie serce ciepłe dziś by nie roztopiło tego oceanu lodów, w którym żyjemy — dziś — bodajbym nie bluźnił — potrzeba by nowego przyjścia Chrystusa, aby nawrócić tych pogan, którymi my wszyscy jesteśmy.
Chrześcjanie? gdzież braterstwo, gdzie bracia? spytam z Albinem — chrześcjanie? gdzie cnoty chrześcjan? gdzie poświęcenie i pokora? Chrześcjanie? gdzie świata pogarda, gdzie męztwo? gdzie ci coby życie dali za prawdę, i co dla nich prawdą?
Ślepy chyba by nie dojrzał, że od kilku już wieków wielka rzeka ludzkości zwróciła się znowu do starego swego zamulonego łożyska, a nowem korytem sączy się tylko strumyk maleńki... wody potoku całe lecą pędem dawnemi błoty i zgnilizną.
A tak by jasno, cicho, szczęśliwie, spokojnie mogło być na świecie, gdybyśmy go na słowie Chrystusa: Miłujcie się jako bracia! odbudować mogli!
Serapion spuścił głowę i wszyscy owiani smutkiem jakimś zamilkli, tylko Teofil porwał się cały rozogniony i mówcę serdecznie uścisnął.
— A! rzekł gorąco — daj mi siły, daj wytrwanie, daj mi moc a pójdę z tobą i za tobą, będziemy nawrcali!
— Nawróćmyż wprzódy samych siebie, odparł smu-