Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

w dziele jednego człowieka... Nimbym chciał być znowu, ale nie wielu dano Beethovenem zostać! zdumiewa mnie kunsztem Bach, mistrz formy wykwintnej, zachwyca Pergolese, unoszą na chwile Spohr, Schumann, Meyerbeer i wesoły a łatwy na pozór Rossini, biorący życie z najpospolitszej, powszedniej strony, a umiejacy podnieść je do ideału... Klękam słysząc Chopina i modle się jego tęsknotą... ale przed nim czuję, że nim być nie mogę, że on jeden się sobą urodził. Szubert mnie rozłzawia, Weber porywa duszę, widzę Wertera i Lotchen, tańcujących tego walca, w którym puls całych Niemiec takt wybija... Kimże tu być? co pierwej wykrzyknąć tęsknotę czy radość? gdy wszystko jest we mnie i modlitwa i pieśń, i wesele i rozpacz, i hymn tryumfu i krzyk boleści? milczę i płaczę, nieudolny i skazany na męczarnie nieme.
Nic to... to dopiero jedna strona kalejdoskopu świata, tak samo ciągną mnie wszystkie... nauka swemi przepaściami, filozofia głębiną czarną, religja ekstazą mystyczną, czynny żywot walkami dni powszednich i nieustannością boju; błąkam się, klękam i płaczę. Byłbym szczęśliwy, gdyby mi Bóg dał jednę wyłączną namiętność i kierunek, a zamknął powieki moje na resztę świata, gdyby mi wydzielił u tego stołu miejsce i pokarm, a nie przywiódł przed zastawioną ucztę, która nęci głodnego tysiącem barw i zapachów...
Wy się uśmiechacie ze mnie, lecz to śmiech dziecinny; gdybym się urodził w wieku Arystotelesa, kiedy cała umiejętność ludzka zmieścić się mogła i w jedną głowę i jedną księgę, kiedy umysł jeden mógł uporządkować owoce doświadczenia wieków — byłbym tym szczęśliwym może co zarazem źwierzęta na klasy, poezję na rodzaje i politykę na rozdziały rozporządził, co logikę i historję naturalną, muzykę i historję ujął w jedne kluby. Lecz gdzież dziś umysł coby wszystkiemu wystarczył, wszystko objął potężnie i panować mógł wszystkiemu? Jestem więc skazany na męczeństwo i pośmiewisko ludzkie.
Stan mej duszy opłakany, a przyszłość czarna i