okrutnie odczarowywał i za nogi ściągał na ziemię. Konrad długo się opierał nawet bałamutnemu spojrzeniu; lecz gdy raz bliżej spotkały się ich oczy, gdy jakoś przypadkiem przemówili do siebie, biedak stracił głowę, zapomniał że pan Piłsuć bóty robił i począł utrzymywać, że familja ta znajduje się w herbarzu niedrukowanym Kojałowicza.
Co jednak najbardziej musiało pociągnąć Konrada, to drobna okoliczność na pozór obojętna, która chwilowo blasku dodała córce rzemieślnika. Rózia grała na fortepianie bardzo dobrze, była to jedna z najulubieńszych uczennic Renner’a, którą ów chlubił się jak przyszłą Szymanowską.
Muzyka jej podobną była do twarzyczki, głośną, szumną, połyskującą, wesołą, ale nie bez wdzięku; — wielką miała biegłość w palcach, a sztuczki naówczas zaczynały wchodzić w modę, tryll jej drżał jak listek jesienny, passaże przesuwały się jak równiuchne pereł sznury, nie znała trudności i wyrabiała co chciała ze sprężystemi paluszkami.
Gdy przyszło dawać koncert na ubogich, a wirtuozek z arystokracji zabrakło, pani Deibel dawną swą zaproponowała uczennicę; dano znać rodzicom, Rózia ucieszona wezwaniem, wybrała sobie ów koncert Hummla la minor, który tak często powtarzała, ale z orkiestrą. Matka jeździła z nią na repetycje, a w dzień występu uroczystego, szewcówna wystroiła się jak margrabianka. Ojciec musiał kupić nie tylko suknią, trzewiczki i rękawiczki, ale jakąś bransoletę i szalik. A gdy świeża jak owoc pokryty pyłkiem dziewictwa, rumiana od wstydu, hoża z wesołością na ustach i w oczkach figlarnych, wystąpiła przed licznie zgromadzonych słuchaczów, zachwyciła wszystkich, powitano ją rzęsistemi oklaski, gdy koncert odegrała śmiało i czysto, zarzucono ją bukietami. Musiała później na domagania się powszechne zagrać jeszcze nokturn Field’a, i oczarowała nim zwłaszcza starych kawalerów. Ten pamiętny wieczór dał jej sławę i wielbicieli, panie nawet winszowały jej, ściskano biedaczkę, chwalono, zapraszano, dowia-
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/182
Ta strona została skorygowana.