przynosił troskę jakąś, wszyscy zebrali się smutni, jakby wczesnem przeczuciem zawodów przyszłości. Może i rozstanie to nagłe po tylu latach przyjaźni, po przywyknieniu do wspólnego życia, rozerwanie tego węzła, który ich łączył, wpływało na pochmurzenie czół troską jakąś zoranych. To pewna, że w znanej salce Teofila zebrawszy się jak dawnej, nie znaleźli w niej swobody i wesela, które tu dawnej mieszkały. Sam gospodarz był pochmurny i z żalem opuszczał Wilno pakując nuty, rysunki, rękopisma pozaczynane, poczęte zbiory naukowe, tysiące gratów i fraszek, których miał do zbytku; — powitał przybywających westchnieniem, ściśnieniem ręki milczącem i prawie łzą w oku.
Jeden Cymbuś na przekor wszystkim jaśniał, śmiał się i z niezmyśloną radością krzątał się żwawo jak nigdy, mając powrócić do domu i spocząć na laurach wspomnień! Krzyczał głośno, potrącał wszystkich, trzpiotał się nieborak i nie ukrywał z tem, że opuszcza Wilno bez najmniejszego żalu.
Tak zwani przezeń panicze nie podzielali wcale tego uczucia źwierzęcego, każdy tu coś zostawiał, ten cząstkę serca, ów złudzenie, inny nadzieję lub pierwszy zawód w życiu, a wszyscy wspomnień wiele, tych mogiłek ducha! Przywiązujemy się biedni wygnańcy nawet do bruku, po którym chodzimy.
Wieczór, mimo skromnych obietnic herbaty, kasztanów i wieczerzy od Malinowskiego, obiecywał się świetniej niż kiedykolwiek, pokój był świeżo umieciony i jedna tylko wytrzęśniona w pośrodku fajka kalała czystą podłogę służąc do wybitniejszego ukazania jej świetności. Samowara pożyczono u gospodarzy, większego niż zwykle, nie tak krzywo wyglądającego jak codzienny, który już gdzieś spoczywał w kątku zapomniany niewdzięcznie. W kącie była masa imponująca talerzy i widelców, a kasztany piekły się w piecku na wielką skalę... jak przy uczcie Baltazara... W dodatku był wielki kosz pomarańcz.
Ale to wszystko teraz już rozweselić nie mogło, rozchmurzyć nie potrafiło. Na twarzy Serapiona zawsze
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/186
Ta strona została skorygowana.