mnie nieprzyjaciela, udawał obojętność, obeszło go jednak jawnie, żem się tu osiedlić myślał, dowodził mi, że jest mnóstwo szczęśliwiej położonych miejscowości, gdzie fortuny robią się we trzy dni, a sława i wziętość w półtory godziny... Wysłuchawszy tych opowiadali pełnych dowcipu, a przerywanych kilkakroć wołaniem Eframowicza do drugiego pokoju dla podpisu różnych świadectw, cofnąłem się widząc, że w nim ani towarzysza, ani przyjaciela mieć nie będę; — uważał mnie za niepotrzebnego wcale i niebezpiecznego przybłędę, mającego chleb odjąć od gęby.
Wiem że zaraz potem począł o mnie rozgłaszać, jakobym był dziwnie niedołężną istotą, rodzajem kretynizmu upośledzoną, bez najmniejszego talentu, ledwie raczył mnie uznać zdatnym na cyrulika. Nie mogłem mu mieć za złe, że tak sądził z pozoru, bo mnie nie znał, a bardzom się mógł wydać mu źle z moją bojaźliwością i onieśmieleniem.
Powróciwszy do mojej stancyjki w miasteczku, pomyślałem o oddaniu wizyt obowiązkowych urzędnikom miejscowym. Zdaje mi się, że jestem pobłażającym w ogóle dla ludzi, ale kto chce o nich najgorsze powziąć wyobrażenie, niech tylko zajedzie nieznany, bez imienia i znaczenia, na prowincję do jakiej małej mieściny, która niezależność swą winna oddaleniu od stolicy zarządu... Ze smutkiem przekonałem się, że ludzie, którym się powierzają obowiązki w oddalonych miejscowościach z władzą wielką w istocie z powodu położenia tych osad w głębi kraju, powinni by być dobierani nie tak dla zdolności, jak raczej dla poczciwości i serca... a najczęściej jest inaczej.
Wszędzie spotykała mnie duma śmieszna, zarozumiałość o swej ważności, o co mniejsza, ale arbitralność niepojęta.
Nie mówię już o urzędnikach wyborowych, marszałek bowiem powiatowy, jeśli ma do tego najmniejszą ochotę, może grać rolę jednego z dawnych Bogów Olimpu, i u niego czyściec w przedpokoju każdy odbyć musi, kto do oblicza chce być przypuszczonym. Łaska wielka
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/221
Ta strona została skorygowana.