łem zajęcia i dochodów, nie wielkie też potrzeby, i to co Bóg zsyłał codziennie, na codzienne wystarczało życie, nie dopuszczając nawet bardzo się troszczyć o jutro. Swoboda i czas wolny dozwalały mi przedłużać studja, pracować nad rozprawą do stopnia, robić postrzeżenia nad miejscowością. Byłbym wiele dał, gdyby mi wolno było zajrzeć do szpitalu miejskiego, ale ten zostawał w wiedzy i pod zarządem Eframowicza, który nie lubił, aby w jego czynności wglądano. Wiedziałem mimowolnie co się tam działo, a choć szpital w dnie rewizji wyglądał przepysznie, w ciągu roku była to tylko korzystna spekulacja dla ordynarjusza, który zdając się na cyrulika zarabiał na wszystkiem począwszy od bułek do pijawek. Żydek był dostarczycielem chleba do szpitalu. Im widoczniejszem dla mnie było, że tam szachrowano niegodnie, tem mniej już napierałem się naglądać na chorych, aby mnie nie posądzano o chęć wyśledzania i wglądania w czynności, które do mnie nie należały. W razie odjazdu i komemderówki Eframowicza naznaczono zwykle Halm’a na jego miejsce, a ten też nie wdawał się tam ściśle w rzeczy nie dające się zreformować, od cyrulika tylko dla oka słuchając raportów, bo wiedział, że przy najgorętszej chęci nic nie zrobi, a nieprzyjaciela nieubłaganego zyszcze, dotknąwszy czarno podszytych tajemnic.
Zresztą te skrytości miasteczkowe są zwykle doskonale wiadome wszystkim, ale że każdy ma jakiś grzech na sumieniu, toleruje to co robi sąsiad, aby mu jego własna wina przebaczoną była. Jest to smutna parodja Modlitwy Pańskiej i prośby o przebaczenie! Ten zyskuje na więzieniu, które głodem morzy, ów na chlebie ubogim garnizonowych żołnierzy, inny na chorych w szpitalu, — a wszyscy znają się i milczą. Jeden człowiek prawy wpadłszy wpośród nich nic nie poradzi, ale mimowołnie staje na stanowisku nieprzyjacielskiem, jeśli mu nic zarzucić nie można. Za wroga więc uważano mnie, bom o nic nie prosił i nic nie miał na sumieniu.
Ze smutkiem przyszło mi wejrzeć w głąb tego ży-
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/225
Ta strona została skorygowana.