ich życia podzielać nie mogła. Parę razy za Eframowicza zapotrzebowany do śledztwa, poprowadziłem je nie tak jak sobie życzyli, unikali mnie na potem, jako niewygodnego współpracownika. Z jednym więc tylko Halmem żyłem w miasteczku, a i to za złe mi miano, on sam bowiem będąc ciężki, często wyprawiał mnie na swojem miejscu na wieś i to co było potrzebą serca, porachowano mi jako spekulacją dla pozyskania sobie i odciągnienia jego pacjentów.
Wierzcie mi jednak, mimo tego smutnego obrazu, który wam kreślę, że choć są źli ludzie, choć świat jeszcze pogański, w ogóle nie straciliśmy przyrodzonego instynktu, co do dobrego wiedzie, a jeśli sił kto nie ma je pełnić, ma prawie każdy poznanie dobra i szacunek dla niego. Maluczkom ja mógł uczynić w miasteczku, przecież poznano się na mnie, leczyłem ubogich, jako lekarz nie wymagałem nic od nich, anim się kiedy targował, mając to sobie za zasadę, że ocenienie pracy naszej nie do nas należy; a żem był chętny i z serca zajmowałem się biedakami, żydowstwo, mieszczanie, uboż wszelka przywiązali się do mnie nie zasłużoną wdzięcznością. Eframowicz i to miał mi za rachubę podyktowaną nie przez serce, ale przez antagonizm przeciwko niemu, a zobaczywszy, że miasteczko całe zrana garnie się do drzwi moich, zapalił się wielkim choć starannie tajonym gniewem.
— To chytra żmija! zawołał przy cyruliku, który zaraz mi słowa jego powtórzył — potrzeba go ztąd wykurzyć... on tu dla nas wszystkich jest wrogiem, Halma wziął pochlebstwem, żydów mniemaną dobroczynnością, a dwózłotówki płyną i jeszcze go sławią pod niebiosa wynosząc... dobrze się wziął! ha!
Takie były początki mojej praktyki, a niemożność zbliżenia się do ludzi, nienawiść jaką spotkałem, zatruły je najboleśniej. Nicem przecie nie czynił, aby wyjść z tego położenia, na które jedyną radą była rezygnacja i życie uczciwe — nic mi zarzucić nie mogli.
Powoli zaczęto się obracać ku mnie zewsząd, Eframowicz taił gniew, który nim miotał — został przy
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/228
Ta strona została skorygowana.