stosunków, jak pochlebstwem z mojej strony a słabością z drugiej, mocniej się przestraszył jeszcze o pacjentów, których mu mogłem odebrać, odziedziczając ich po Halmie.
Widziałem jak rosła i wzmagała się jego i przyjaciół nienawiść ku mnie, alem ją rozbrajał spokojem i pokorą, nie dopuszczając wałki niepotrzebnej i drażniącej.
Często mi to Halm wyrzucał, że zbyt mało o godność swoją stoję, gdy Eframowicz najrozmaitsze wymyśla przeciwko mnie niedorzeczności i figle mi płata, alem postanowił milczeć póki by szło o mnie.
Walka wyradza gniew, a ten jest najgorszym doradzcą, i sam przez się uczuciem ohydnem, bydlęcem, strzedz się go należy, bo gdy raz ta namiętność obejmie, człek nie jest już panem siebie, nie wie dokąd go ona zaprowadzić może. Z razu gniew w zarodku zgnieść można w sobie, później już siły nań nie starczą — wypleć go musisz z duszy nim wyrośnie, bo zboże zagłuszy.
Robiono mi tysiączne maleńkie przykrostki, naznaczano do najtrudniejszych czynności, na podróże i dalekie komenderówki w porę najmniej dla mnie wygodną, podbudzano na mnie w miasteczku, rzucano potwarze, znosiłem wszystko — ale walka była nierówna — Eframowicz codzień się uzuchwalał, a jam go bierną cierpliwością nie mógł zwyciężyć.
— Słuchaj WPan, rzekl widząc to Halm, ty się tu zagryziesz, a raczej oni cię zagryzą, jakkolwiek znosisz cierpliwie, ale albo nie wytrzymasz w końcu i wdasz się z temi niegodziwcami w walkę nierówną, albo cię oni bezbronnego zgniotą i zamęczą, na to potrzeba coś radzić! Kilka już lat przeżyłem w tym kątku i przywiązałem się do niego, ciężko mi zawsze rozstawać się, bo przyrastam do miejsca, przekonany nawet jestem, że natura człowieka nie przeznaczyła na tułactwo, ale na stałe osiedlenie, które jest dlań warunkiem szczęścia. Nie wierzę w to żeby gdzieś lepiej było jak gdzieindziej, ci co się łudzą tą nadzieją, dopiero w końcu zawodu swego przekonywają się, że to
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/231
Ta strona została skorygowana.