od blasku oczy się patrząc męczyły... Zdawał się cały sadzony djamentami, podle niego płynęła ogromna rzeka, jakby z topionego srebra... Na skale tej jednak ani drzewa ani zieloności życia nie było.
Pustką głuchą stała okolica, nie było kogo spytać, ktoby w zamku mieszkał, aż sobie Motylica jadący przodem przypomniał, że słyszał o tym grodzie świecącym, w którym miał panować król Wciórnastek, a przy nim mieszkała jego rodzina... Mówiono, że to był pan bardzo możny, mający jedyną córkę prześliczną i siedmiu synów walecznych, skarby przy tem wielkie, ale znano go z charakteru wadliwego, złym i strasznym nad wyraz. Chcieli tedy, żeby królewicz minął ten zamek, na wstępie grożący mu niebezpieczeństwem, ale im więcej go prosili i przekonywali, żeby doń nie zajeżdżał, tem więcej się podżegniony ciekawością, upierał przy swojem, i trąbiąc przyskoczył do bramy, samowtór z Motylicą...
Gdy się głos trąby dał słyszeć na zamku, począł się w nim rozruch wielki, wybiegły straże zbrojne, a postrzegłszy Rumianka i jego orszak, i poznawszy w nim potężnego królewicza, zaraz dali znać Wciórnastkowi, śpiesząc gości przyjmować.
Zdziwił się niezmiernie Rumianek zblizka podjechawszy, przekonawszy się, że świecące w ścianach djamenty były to proste krzemienie, a woda w rzece gęsta i błotnista, zamek zaś sam zdała tak jasny, strasznie licho zblizka wyglądał.
Jednakże ciżba w nim żyła ludu choć odartego — kapoty i szarafany miała szamerowane i bramowane złotym szychem, ale stare i podarte, a wielu z nich nogi wyglądały boso z chodaków choć pióra na łbie nosili. A tak to tam wszystko było rozporządzone, że kto głowę pokazywał miał stroik na czubie, kto nogi naprzód wystawiał, ten uda miał strojne, kto z tyłu mógł być widziany, wyhaftowane nosił plecy, kto z przodu piersią nadstawiał się, zawiesisto miał upstrzone ramiona... reszta ubioru powiązana sznurkami i łachmankami, jak Bóg dał...
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/297
Ta strona została skorygowana.