Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

go... Na ustach bowiem miał zawsze, że świat zdobędzie, ale tak głośno o tem rozpowiadał, jak uparcie Serapion Milczek taił się ze swemi nadziejami przyszłości.
Longin uderzał na pierwsze zaraz wejrzenie nie usty tylko, mową śmiałą, ale twarzą i postawą bijąc w oczy. Nie był to wcale piękny mężczyzna, ale wysoki, barczysty, rozrosły muskularnie, silny w dłoni, na podziw śmiały, czoło nosił do góry i miał je wyniosłe choć wązkie, włosy na tył odrzucone, oczy piwne bez wyrazu, ale zuchwale w świat poglądające, usta pogardliwie wydęte. Na całej tej fizjognomji malowało się lekceważenie ludzi, a pewność niezachwiana i wiara w siebie potężna. Iluż to temi tylko dwoma orężami zdobywa stanowisko, które zawsze prawie siłą i przemocą wydzierać losowi potrzeba.
Między Longinem i Serapionem w początkowych dziejach i wydziale nędzy było wielkie podobieństwo, ale i różnica wielka. Serapion cały był w sobie, ten cały po za sobą, zdawał się nie chcieć mieć tajemnic i ostrzegał z góry, aby mu ludzie ustępowali z drogi — obiecywał wiele, groził i uśmiechał się.
Nie wiem jakim był sam dla siebie, gdy się z sobą bez świadków oko w oko spotykał, ale w ogóle dla braci nielitościwym... Nic na świecie dobrem i czystem nie widział, wszędzie pierwszy dopatrzył dziury, plamy i skazy, a gdy ich wyszukać nie mógł, póty obracał przedmiot, póty go gniótł i dusił, aż z czystego ścierki powalanej nie zrobił. Tak samo nie wierzył w żadną wielkość i przez bohatera szpary, dośledzić musiał nagiego człowieka.
W dziwnie zeschłem tem sercu panowało szyderstwo i wielka miłość siebie, nie pojmował do czego by był niezdolnym i gdzieby pójść nie miał, a gdy mu przyszło stan sobie wybierać, uczynił to jak gdyby przed nim rozłożono do wyboru skarby ziemi, z których tylko schylić się i wziąć miał co mu do smaku przypadło.
— Co zechcę to zrobię z siebie, mawiał, bajką jest,