ani życia, do któregośmy byli przywykli, pełnego wspomnień miłych. Trwało ono aż do naszego przeniesienia się na wieś. I nie łacno nam przyszło rozstać się z tą małą, ciasną kamieniczką, oblaną tylą łzami. Nareście z bolem serca musieliśmy wyjechać, opuścić te miejsca i stary w chwili odjazdu prawie zaniemógł z żalu, tak nałogowo przywiązał się do swojego więzienia.
— Wy sobie jedźcie, mówił, a mnie tu zostawcie, po co ja pojadę?
Opierał się długo, ale jechać nam potrzeba było razem lub razem pozostać, namówił się w ostatku, bo mu widok naszego szczęścia był potrzebny. Tak rozpoczynaliśmy życie nowe, które dla mnie nie przyniosło nowego szczęścia, owszem, szczerze powiem wam, że mi ono popsuło marzenia moje i przyszłość.
Grosz włożył na mnie cięższe kajdany niż nędza, której się nigdy nie obawiałem, dał mi natrętów, zabrał czas, przemusił zająć się obojętnemi rzeczami, zwichnął, onieśmielił. Byłem panem siebie i przyszłości, stałem się sługą grosza.
Bogactwo jest przesądem, z którego nie łatwo będzie wyleczyć się ludzkości, jeszcze pod tym względem dziecinnej, ale to pewna, że ono częściej daje pozór zazdrośny, niż dobro i spokój. Chleb powszedni, o którym mówi Ojcze nasz, oto co człowiek żądać powinien, i nic nad chleb powszedni, chleb jutrzejszy i pozajutrzejszy jest już ciężarem, za który się drogo płaci. Jam tego doznał na sobie, i choćbyście się z niedowierzaniem uśmiechać mieli, powiem i powtórzę, żem nieraz po cichu przeklinał te miljony, które na nas spadły.
Pracując na chleb, miałbym prawo dogodzić i mojej fantazji bibliomana i zachceniom dziwaka, zakochanego w okładce, druku i papierze — bogaty musiałem odegrywać rolę bogatego, z cudzego grosza zaczerpnąć nie śmiejąc, i wyrzec się jedynego, co po Marylce i ojcu kochałem. Obawiałem się aby dziwactwo moje nie stało się dla nich ciężarem, lękałem się tknąć cudzego grosza, którybym zamienił na ukochany mój papier
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/360
Ta strona została skorygowana.