Teofil począł szukać po kieszeniach.
— Historja jest taka, rzekł — ja się w książkach wcale nie kocham... móle to jedzą i miejsca potrzebuje... Ja, brat mój stryjeczny i siostra, odziedziczyliśmy świeżo po kanoniku H... wielkim bibliomanie, trzy do czterech tysięcy książek zbieranych przez całe życie. Mają to być raritates, unikaty, inkunabuły, białe kruki, czarne łabędzie... i co chcecie...
— To zbiór jedyny w kraju! zawołał Cyryll. Znam go z katalogu...
— Chcieliśmy go sprzedać i ogłosiliśmy o tem w gazetach.
— Wiem, dodał biblioman... ale cóż? pójdzie to jak wszelkie ludzkie zbiory, co kosztują życie pracy i zachodów, a potem się rozchodzą po rękach i rozsypują po świecie.
— Dajże mi skończyć! zawołał zwycięzko Teofil, od ogłoszenia przedaży jeden list tylko odebraliśmy; patrzaj-no, kochanie, nie znasz ty od kogo? nie poznasz czasem ktoby go mógł pisać? jak ci się zdaje?
Cyryll spojrzał na adres, na pieczątkę, i pobladł... rzucił okiem na podpis i poznał rękę żony, która znać niedawno doszedłszy tej tajemnicy bibliomanii tak starannie ukrywanej, po cichu zaczęła umowę o nabycie całego zbioru dla męża. Na widok listu, który oczy jego przebiegły żywo, Cyryll zadrżał wzruszony cały i od łez wstrzymać się nie mógł.
— Anioł zawsze, anioł! wykrzyknął... ale w cóż poszła praca moja i walka... ona wie! ona odkryła wszystko.
— Otóż masz płaksę, który i teraz gotów jeszcze narzekać, rzekł Longin, najwyraźniej oszalał!
— Widzę z listu, przerwał po chwili wychodząc nagle z osłupienia Cyryll — że o bibliotekę stanęła umowa... ale któż jej pilnuje?... lękam się już amatorów co mogą dzieła pozamieniać, przeklętych zbieraczy sztychów, którzy gotowi karty wycinać...
Dla książek zapomniał na chwilę o swojem przerażeniu i o żonie, ale wnet składając ręce, dodał znowu:
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/365
Ta strona została skorygowana.