liśmy woły. Deszcz lał jak z wiadra a do domu miałem tęgie jeszcze dwie mile. Młody człowiek, ledwie mi znajomy z nazwiska, bom go spotkał parę razy w sąsiedztwie, na rozstaju obraca się do mnie i powiada:
— Sędzicu dobrodzieju, widzisz o staję mój dworek, ulewa straszna i dziś się nie wypogodzi... zajedź do mnie, przenocujesz, rad będę...
— Alem nie ubrany.
— Ja, stara matka moja i siostra, rzekł, oto cały nasz domek; ale kobiety się nie pokażą, żeby nie zrobić panu subjekcji, jedź pan, ogrzejesz się, proszę z serca.
— Jadę! rzekłem, i dziękuję podobnież.
— Oto! otóż i żona, zawołał Longin, spadnie z tym deszczem...
— Z deszczu pod rynwę! dodał Baltazar.
Smutnie jakoś na te uwagi uśmiechnął się Teofil i mówił dalej.
— W kwadrans zajechaliśmy przed dworek maleńki, stary, ale bardzo czysto utrzymany. Z sieni weszliśmy do bawialnego pokoju na lewo, w którym sprzęt był bardzo prosty, ale coś miłego i wdzięcznego w całem urządzeniu zdradzało rękę kobiety.
Na kominie już wcześnie przygotowany dla nas palił się ogień, śliczny wyżeł grzejący się przy nim wpadł z radością na pana, gdyśmy weszli. Nie było więcej nikogo, bo gościa zobaczywszy cofnęły sie kobiety, a Maczyński przeprosiwszy mnie pobiegł do matki i siostry.
Zgoła prawie nie znałem uprzejmego gospodarza, wiedziałem tylko że miał cząstkę, pięć czy sześć chatek, żył ubogo i uczciwie i nie złe odebrał wychowanie; ojciec bardzo majętny niegdyś stracił fortunę na zbytki. W domku jednak, a przynajmniej w pierwszej jego izbie nie było znać nawet szczątków dawnego dostatku — stoły białe, podłoga takoż, parę sof, kilka krzesełek prostych, całą ozdobą jego były prześliczne i dość rzadkie kwiaty w wielkiem oknie umyślnie dla nich urządzonem, kwitnące kamelje, rododendrony, azalje, pelargonje, gloxynje i achimenesy. To mnie zdziwiło, jako amator rzuciłem się ku nim, gdy gospodarz
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/414
Ta strona została skorygowana.