się na towarzyszów. — Na Boga! cóżby to zrobić żeby twarze wasze rozjaśnić? każę muzyce zagrać nam jeszcze starodawne Gaudeamus.
— I niech dadzą... począł Longin, nie śmiejąc dokończyć.
— Co? wazę ponczu! nieprawdaż? zawołał gospodarz, zgoda?
— A ja go sam spreparuję! porwał się wiecznie spragniony Łazarz.
— Nie! to do mnie należy, ujął się Albin, ręczę że będziecie zadowoleni...
Klasnął w ręce i słudzy jakby myśl jego zgadując wnieśli natychmiast kosz cytryn i pomarańcz, kilka butelek wina i araku, stos cukru i potrzebne ku temu naczynia.
Wszyscy jęli pomagać, radzić, dodawać, ale wśród tego trzpiotowstwa sarkazmy i smutne uwagi jak ćmy czarne przelatywały... Skosztowano ponczu w milczeniu... wychylili po szklance, i on nawet nie ożywił, nie rozweselił ludzi złamanych walką i odartych z nadziei... Gdy zapalono napój, pogaszono świece, i w niebieskiem świetle płonącego rumu okazały się zmęczone twarze starych towarzyszów, ulękli się sami siebie... wyglądali na trupów z trumien wyjętych...
— Nie! rzekł Albin, ciemność nie miła! światło złowrogie jakieś, niech wniosą świece... jak konający Goethe, wołam Licht! mehr Licht!
Stało się światło ale nie stało wesele... smutek rozścielał się całunem po twarzach, każdemu coś na piersi ciężyło.
A że duszno było w pokoju, otwarto okna i księżyc w pełni zajrzał ciekawie przez drżące akacji gałęzie... woń letniego powietrza, przejętego wyziewami roślin, zalała pokój, trzeźwiąc pijanych i chłodząc czoła rozpalone...
— Ej, panowie, rzekł Teofil, który pełną piersią przyszedł jej zaczerpnąć spragniony — co będziemy siedzieć w tej dziurze? skończmy po młodemu i chodźmy z procesją starym się pokłonić pamiątkom, uczcić wspo-
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/421
Ta strona została skorygowana.