ko jestem pewny... tacy to świat zdobywają!
Świat jak świat, a tymczasem szkołę zdobył prawie Longinek, panując w niej sam i powagą ks. prefekta; szanował go nawet nieco ks. rektor, zdaleka obchodąc i niedając okazji do psikusa, za któryby go ukarać musiano.
Szlachcic stryj, gdy mu fantazja przyszła starszego syna trochę w szkole wytresować, musiał się synowcowi kłaniać, żeby go wziął pod możną opiekę swoją, a powróciwszy do domu po rozpatrzeniu się w tem, co się tam święciło, prorokował, że Longin musi wyjść na bardzo wielkiego człowieka, kiwał głową więcej jeszcze niż mówił, i domyślał się, że może nawet zostać profesorem.
Jak to szczęście, które mu tak stale służyło, wysuszyło w nim serce nie rozgrzawszy go, jak weszły do tej duszy szyderstwo i pogarda ludzi? — ja tego wytłómaczyć nie potrafię. Może widząc ich tak słabymi, tak uległymi, domyślił się Longin, że na ziemi wszystko niemal zdobywa upor i siła, a najświętsze uczucie gdy go wola nie poprze, rozpłynie się we łzach napróżnych. To wyrobiło w nim główną życia sprężynę, charakter i wolę niezłomną, a niemi nadstarczał co mu z innych stron brakło. Dla czego ani potrzebował kochać, ani chciał być kochany, ani czując się nim umiał być wdzięcznym, nie rozumiem wcale. Może obawiał się zmięknąć i instynktowo hartując, do dalszych zachowywał zdobyczy.
Bali się go też wszyscy i tak przeszedł niższe klasy zwycięzko, przenosząc się z nich już silny i pewien siebie do wyższych. Nie było tu już ani księdza prefekta, ani dawnych towarzyszów, ale jak komu pójdzie to idzie, a śmiałość zawsze wygrywa. Na tej mu nie zbywało, ubóstwo było mu drugą podporą, przyjęli go towarzysze po młodemu, i nazajutrz był już jak w domu.
Nie był to umysł wyższemi obdarzony zdolnościami, który siłą swą podbijał i zmuszał do posłuszeństwa, — wola w nim i charakter robiły wszystko, a rzadko kto przeciw nim wytrzymać potrafił.
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/43
Ta strona została skorygowana.