Do niczego nie miał talentu szczególnego, ale do wszystkiego po troszę zdatności, pojęcie łatwe, logikę naturalną, zdrową i wielki chłód w sercu, a ład w głowie, które mu przytomność zawsze jedną dawały i czyniły go panem. Nie unosił się i nie upajał chyba jednem szyderstwem, do którego miał i powołanie i wprawę w niem i niezbitą niczem śmiałość. Ten wyraz sarkazmu piętnował twarz jego niecnie śmiałą, oko nieulękłe, postawę aktorską, ruchy przesadne.
Śmiał się ze wszystkich i ze wszystkiego, a słabości nawet i nieszczęście nie zmiękczyły go, wszędzie na pierwszym planie widząc siebie, gotów był sobie wszystkich poświęcić bez wahania.
Taki człowiek nie mógł przepaść w tłumie, bo by się zawsze przebił przez ludzi, zagłuszył ich, zakrzyczał, a czego mu nie dawano, siłąby pochwycił, dla tego ufał w przyszłość i ani wątpił, że będzie świetniejszą od marzeń wszystkich towarzyszów młodości.
Drudzy nań z niedowierzaniem poglądali, on na nich z litością.
Skończywszy szkoły miał już o czem dobić się do Wilna, i choć grosza nie oszczędzał jak Serapion, nie dobijał się niezależności ofiarami, zebrał więcej od innych zapasu na drogę.
Ale też najlżejszą swą posługę umiał ocenić, a o zapłatę się upomnieć, w razie zaprzeczenia jej hałasować, i choćby z oporem przyszło wydrzeć ją temu na kogo raz wyrachował, że mu coś dać był powinien. Tak się obszedł z rodzicami powierzonych mu dzieci, i choć część zebranego grosza zaraz zmarnował na hulankę, jeszcze mu dosyć na Wilno zostało. Frymarczył wszystkiem, sprzedawał co mógł, pisał co kto zażądał, śmiał się potem z tych, których słabości lub łatwowierności służył, i szedł dalej wesoło.
Znało go wielu z tych co z nim na jednej siedzieli ławie, a gdy ze śmiałością swą przywędrował do Wilna; zrazu rozsunęli się i pouciekali przed nim wszyscy,