Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

gestykulując dziwacznie. Sam sobie odpowiadał, robił zarzuty, zbijał je zwycięzko i uspokojony nie zamilkł, póki systemu swojego do dna nie wypił.
System ten reformatorski nie był tak dalece nowym, składał się on z różnych okruchów połapanych po świecie, gdyż Balard jak wszyscy pseudo-filozofowie francuzcy w zasadzie był eklektykiem, i pewien że prawda nie rodzi się od razu jedną i całą, ale się skleja z kawałków. Przechodził on z wielką łatwością od jednej opinji do drugiej, a każda nowa reforma znajdowała w nim żarliwego adepta.
W gruncie nie tyle mu może chodziło o odbudowanie świata nowego, ile o przewrócenie starego.
Konradek więc ucząc się niemal abecadła, dowiedział zarazem, że świat potrzebuje redykalnej kuracji na zastarzałą chorobę chroniczną; — najdziksze utopje, jak obrazki latarni czarnoksięzkiej przesunęły się przed świeżą jeszcze wyobraźnią i odpiętnowały na wrażliwego mózgu tkance. Nie dobrze umiał pacierz i to po francnzku do francuzkiego Pana Boga, ale w szkołach już począł na wzór mistrza myśleć o zreformowaniu społeczności. Nigdy mu wszakże nie przyszło do głowy, że chcąc coś poczynać najnaturalniej od siebie — a życie jego codzienne było gwałtowną protestacją przeciw słowom i ideom.
Fenomen ten spowszedniał dla nas, lecz niemniej zasługuje na uwagę — jak w jednym człowieku teorja może być biała, a czynności czarne, słowo niebieskie a sprawy karmazynowe? Gdzieś tam widać jakaś ściana dzieli w środku komórkę czczych idei i marzeń od skarbonki, z której wychodzą uczynki, i tak jedna połowa patrzy w lewo druga w prawo — e sempre bene.
Całkiem logicznych w życiu i jednolito zbudowanych ludzi trudno napotkać, są co gorzej mówią i myślą, a lepiej daleko działają, choć to rzecz jest rzadka, ale najpospolitsi tacy, którzy na języku uchodziliby za świętych, gdyby rąk nie mieli zabrukanych po łokcie.
Czem się to dzieje, nie wiem, ale dziś może w spo-