Żabiec słuchał obojętnie.
— Na to trzeba coś umieć — odparł — ja nie umiem nic...
Od malarstwa przeszli do innych przedmiotów. Panna Klotylda była w usposobieniu wyśmienitem i jakby na przekory zwracała się ciągle do pana Aurelego, którego to niecierpliwiło. Starał się wciągnąć do rozmowy Winnicką, ale ta była milczącą.
Z tem usposobieniem usiedli do stołu, ale — stało się, czego pan Aureli nie przewidywał, Klosia była tak miłą, rozsądną, tak swobodną i w wielu rzeczach jej przekonania się zgadzały tak dziwnie z jego własnemi, że zapomniawszy o uprzedzeniu... ożywił się on i rozweselił.
Pod koniec objadu wytłumaczył sobie, że Winnicka nie mogła mieć zamiaru swatania go tak śmiesznego, że mu się to przywidziało chyba.... Wpłynęło to na stosunek lepszy z panną Klotyldą.
Przy czarnej kawie, stara panna spytała nagle o Żabca:
— Czemu pan nigdy u mnie nie bywasz?
— Ja? — zapytał Aureli — nie śmiałem być natrętnym, a nie sądziłem, abyś pani mogła sobie tego życzyć.
— Owszem — odparła śmiało stara panna — Nie skompromituje to pana, bo nikt go nie posądzi, żebyś się mógł starać o mnie... a czasem byś spoczął po tej wrzawie kawalerskich kółek, które pana męczyć muszą...
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.