pewien rodzaj pogardy dla siebie samego i swej nieudolności.
Chwytał się momentami na rozmyślaniach o tem — czyby się nie znalazło jakie przyzwoite zatrudnienie, mogące jakąś przyszłość zapewnić? Mówił sobie: Nie święci garnki lepią! Mnóstwo głupszych ludzi i mniej umiejących odemnie coś robią, dlaczegobym ja nie mógł.
Ale tu — w zastósowaniu zasady była niesłychana trudność wykonania.
Wszystko dla niego — dla niego, co w salonach zajmował na pozór niezależne stanowisko swobodnego człowieka — wydawało się małem i lichem. Jakże to było z tych wysokości eleganckiego próżniactwa znijść od razu na podół rzeczywistości??
Wśród niedołężnych tych rozmyślań, p. Aureli, który nigdy z oczów nie stracił owej Eleonory — choć od lat wielu się do niej nie zbliżał wcale — dowiedział się, iż mąż jej zagrożony był chorobą nieuleczoną, na którą — mówiono — dogorywał.
W świecie od dawna się nie pokazywał.... Wiedział p. Aureli, że był wyżyty i znużony życiem w młodości bardzo bujnem, z którego resztkami już tylko przystąpił do ołtarza.
Pani hrabina Eleonora, miała tylko jedną córeczkę.... I ona w świecie pokazywała się rzadko. Miano ich za bardzo majętnych, lecz zaplątanych w interesa.... Domyślano się, iż żeniąc się hrabia, rachował na majątek żony, a matka jej na dostatki
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.