a zatem obowiązany był do ustępstw. Pułkownikowi tak pilno było się odbić, że podniósł zaraz kusze.
Ale napisanem było, że tego wieczora solenizantem zostanie Żabiec. Siedział pod belką, grał jak chciano i wygrywał przeciwko wszelkim prawdopodobieństwom. Wstyd mu było, gdyż w istocie suma zdobyta urosła do niezwykłej wysokości.
Sam nareszcie pułkownik postrzegł, że tego dnia nie przemoże szczęścia i karty rzucił. — Kwaśno wszyscy wstali od stolika, zrażeni, bardzo późno.
Pułkownik chciał nazajutrz prosić do siebie, gdy p. Aureli z wielką uprzejmością upomniał się o prawo dania odwetu — na Mokotowskiej ulicy, zapraszając na skromną wieczerzę.
Poszkodowani przyjęli... i wszyscy się rozeszli. Z przybliżonego rachunku, Żabiec wychodząc wiedział, że miał około półtora tysiąca imperjałów wygranych. Tak liczył, chociaż w istocie było więcej...
Suma ta, jakiej od dawna, od niepamiętnych czasów nie posiadał nigdy Żabiec, wprawiła go w rodzaj gorączki. Można się było obawiać, że zachwieje wszystkiemi dobremi myślami reformy w pracy i posłuszeństwa Winnickiej...
Ciągnęła ona też za sobą hulankę kosztowną dnia następnego — i nieobrachowane różne inne wynikłości smutne...
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.