Dobrze przed godziną naznaczoną był już w domu, i wszystko miał, czego żądał.
Zaproszeni stawili się na herbatę, nie zbyt wesołe przynosząc twarze, a ciekawe wejrzenia... bo Żabiec był dla nich jeszcze zagadką. Posądzali, że mieli do czynienia z awanturnikiem, choć w mieście nic złego się o nim nie dowiedzieli.
Zimne było dosyć przywitanie, tylko Barszewski śmiał się i krzyczał głośno...
Wrażenie jakie dom p. Aurelego uczynił na gościach — nieco rozjaśniło oblicza...
Nie tracąc czasu, Barszewski do kart napędzał...
Żabiec z bardzo chłodną krwią, służył — jak żądano — na wszelkie warunki i stawki się zgadzając... chociaż nie bez trwogi wewnętrznej.
Obawa na ten raz była próżna.
Przegrani wczoraj, przyszli z gorączką odwetu — która na złe im wyszła.
Szczęście — jakie miał wczoraj p. Aureli, towarzyszyło mu dnia tego również — tak stale, iż go niemal w kłopot wprawiało. Ustępował i godził się na co tylko żądano — a pomimo to — wygrywał i wygrywał ciągle...
Wieczerzę za to mieli goście wykwintną i z całą znajomością rzeczy przygotowaną, tak, że marszałek, który był smakoszem wielkim — prawie ze zdumienia nad nią o przegranej swej zapomniał.
Pułkownik, zrażony tem, że mu nie szło, stracił ochotę do odegrywania się i oświadczył, że
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.