które na przestrzał stały otworem. Kilkanaście różnej wartości obrazów i szkiców rozwieszonych było po ścianach saloniku i gabinetu.
W kątku jednym, widać było mały krajobraz szwajcarski, naszkicowany śmiało, niewykończony, ale widocznie schwycony z natury.
Wyobrażał on mały szalet, wśród kwiecistego ogródka, nad brzegiem jeziora. W dali piętrzyły się i mglisto występowały góry, których wierzchy śnieg okrywał.
Malarz w dali między klombami, rzucił jakby dla ożywienia, postać niewieścią w białej sukience, ale zwróconą ku jezioru, tak że tylko ogólne jej kształty na ciemniejszem tle występowały.
Aureli przybliżył się do obrazka, pochylił, wpatrzył i twarz jego przybrała wyraz zupełnie jej nie zwykły jakiegoś rozrzewnienia. Ale zaledwie on na nią wystąpił, gdy Żabiec cofnął się, wtrząsnął cały, rozśmiał się szydersko i szybko odwrócił. Spojrzał raz jeszcze zdala na obrazek i skierował na powrót do sypialni, jakby od niego uciekał.
Stanął przy łóżku, które było nie posłane od rana, zdawał się chcieć położyć na niem, gdy — w przedpokoju, nieśmiałą ręką poruszony dzwonek, dał się słyszeć.
Z początku uszom nie wierzył Aureli, bo stróżowi zakazał kogokolwiek bądź wpuszczać na górę. Musiała to być więc chyba jaka omyłka, ale dzwonek poruszył się raz drugi.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.