Postanowienia tego jednak nie był pewnym.
Pułkownik po nieosobliwej herbacie z rumem, zaraz do gry posadził gości. Zabierało się na znaczną bardzo, bo do stołu zasiadał też znany z ryzykowności i szalonych wybryków, młody magnat, który wygrywał i przegrywał czasami krocie jednego wieczora.
Pan Aureli miał nadzieję, że on będzie tu solenizantem, a jemu dozwoli zostać w cieniu. Dosyć niechętnie i z obawą zasiadł do stolika.
Barszewski, siedzący przy nim, szepnął do ucha:
— A co? przyniosłeś z sobą swoje szczęście?
— Gdzie tam! jestem zakłopotanym i do gry nie mam ochoty... mam przed sobą podróż.
— Dokąd?
Nie odpowiedział Aureli.
Gra się rozpoczęła w ten sposób, że Żabiec jeden z pierwszych wystąpić musiał ze znaczniejszą stawką, był pewien że przegra, ale wygrał.
Odetchnął trochę swobodniej.
Młody panicz, szukający z tego chluby, że zawsze z zuchwalstwem wielkiem występował, podbił bębenka pułkownikowi, a marszałek przez próżność nie chciał pozostać za nimi, i gra przybrała rozmiary groźne, Żabiec miał prawo trochę pozostać za nimi, równie jak Barszewski.
Obronną więc ręką wyszedł Aureli, gdy dobrze po północy młody gość wstał zgrawszy się kapitalnie, ale z uśmiechem i wesołością nadrobio-
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.