ną — zapraszając tych panów na jutro do siebie.
Aureli wymówił się grzecznie, lecz nie przyjęto ekskuzy.
Wyszedł z niewielką wprawdzie, ale jeszcze z wygraną.
Nazajutrz bądź co bądź musiał już być u Winnickiej, która zbrojna czekała na niego.
Wszedł pokorny, narzekając na niezdrowie, na interesa swoje.
Stara przyjęła to uśmiechem.
— Ale, nie potrzebujesz mi się pan tłumaczyć, — odpowiedziała zimno. — Swobody twej krępować nie myślę. Rozumiem to dobrze, iż zmieniając życie, musisz się namyślać i walczyć ze sobą...
A przytem słyszałam, już nie wiem od kogo, żeście w tych dniach mieli dużo zaproszeń i wesołych zebrań.
Aureli nie zaprzeczał.
— A cóż z podróżą naszą? Jedziesz czy nie? bo ja kogoś posłać muszę!
— Radbym służyć — odparł Aureli — ale rzeczywiście się obawiam, żeby nie zrobić zawodu. Niemam najmniejszej wprawy, nie czuję się zdolnym.
— Będziesz tem ostrożniejszym — wtrąciła Winnicka — tem lepiej.
Aureli niepewny siebie, wahający się, zarzucił, że mieszkanie mu odnająć trudno, że się pozbyć sprzętów, jakie miał, nie może bez straty.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.