jej chorował, skazanym był, ona mogła być wolną, ale Żabiec nic się nie spodziewał zyskać na tem. Była zrujnowaną, a on — nie miał nic... I na straży stała nienawidząca go matka.
Nazajutrz tak uczuł się znękanym Aureli, że nie wyszedł z domu.
Dnie te, które zmuszonym był czasami spędzać na Mokotowskiej ulicy, sam z sobą lub z jakim romansem francuskim w ręku, były dla niego prawdziwą męczarnią. Mimo woli naówczas przychodził rachunek sumienia, zgryzoty, żale i przewidywania przyszłości, a gdy po takiem dobrowolnem zamknięciu wychodził na świat potem, potrzebował odżyć czemś, tak go samotność zatruwała.
Całego jednak dnia sam na sam z sobą nie dała mu spędzić Salusia. Wpadła do Rzepskiego i wcisnęła się do niego. Nie rad jej był i przyjął zimno.
Nie przyznała się do tego, że miała stosunki z Winnicką.
— Przyszłam się dowiedzieć co pan myśli poczynać? — spytała.
— A cóż? nic — powrócę do dawnego mojego porządku.
— Chyba do nieporządku — przerwała śmiało panna Salomea — no, a potemże co?
Ruszył ramionami Aureli.
— Znowu ucieczka do flaszeczki! wstydź się pan! Zkadże na życie się znowu pieniądze wzięły...
— Panna Salomea nadto ciekawa.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.