Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja tłumaczyć nie będę. Cieszę się, żeś pan zdrów... i do nóg upadam. — Wyszła zagniewana...
Drugiego dnia rano, nie żartem już, z najmocniejszem postanowieniem dotarcia aż do drzwi hrabinej, wyruszył z domu z gorączką...
Hrabina Eleonora zajmowała wcale nie wspaniały lokal przy Miodowej. Dom wprawdzie był pokaźny, ale mieszkanie szczupłe... Dzwonić musiał parę razy nim się ukazał służący, któremu milcząc oddał bilet... Jak gdyby wizyty nie były tu rzeczą zbyt powszednią, lokaj studjował kartę podaną, myślał, poszedł z nią do pokojów, i dość długi czas upłynął, nim przyniósł odpowiedź.
Serce biło mocno Aurelemu... Spodziewał się być odprawionym z niczem, ale sługa milcząc otworzył mu drzwi salonu...
Była to niespodzianka — w oczach mu się zaćmiło wchodząc... W saloniku, małym i bardzo skromnie ale smakownie urządzonym, nie było jeszcze nikogo... Wdowim jakimś smutkiem zawcześnie wszystko tu było obleczone. Kilka książek na stoliku, trochę kwiatków przy oknie... świadczyły o życiu... Zapomniana zabawka chłopca leżała na jednem krzesełku razem z książką dziecięcą, której obrazki widne były...
Pan Aureli jeszcze się rozpatrywał ciekawie, gdy suknia zaszeleściała i weszła czarno ubrana, blada, z twarzą zmęczoną, smutną... Eleonora... Widać było po niej, po nieśmiało stawianych kro-