Nazajutrz nikomu się nie zwierzając, znalazł się u Korjatowskiego, prawnik mógł mu coś nastręczyć. Nie chciał daleko się wynosić od Warszawy. Korjatowski przyrzekł się starać. Wszystko to z gorączkowym pospiechem się wykonywało; tylko że dzierżawcą chcieć zostać, jest rzeczą ważną. Musiał więc czekać parę tygodni, co dzień się dowiadując do Korjatowskiego, który nareszcie znalazł coś nad szosą prowadzącą do Siedlec, nie zbyt odlegle i z cegielnią, która mogła dostarczać wyrobów do Warszawy.
Z dosyć nierozważnym pospiechem natychmiast Aureli gotów był kontrakt podpisać, a Korjatowski musiał go ostudzać i sam dopilnować interesu.
O tem wszystkiem żywa dusza nie wiedziała, Winnicka domyślała się z rozgorączkowania, że — jak mówiła — solenne jakieś głupstwo gotuje się zmalować, Rzepski mruczał, Salomea gderała — nikt nie mógł odgadnąć, co było na warsztacie — ale nosił głowę tak wysoko, a humor był tak dobry, że — Winnicka chwilami mówiąc o tem z panną Klotyldą, przyznawała się — że nic z tego nierozumie...
W niewiem którą już potem niedzielę na objad obowiązkowy, przystawił się ze szczególniej rozjaśnioną fizjognomią — Winnicka uważała, że ją serdeczniej, niż zwykle w rękę pocałował. Zasiedli zaledwie, gdy począł.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.