docznie — kobieta po chwili badania, wyczytawszy niepokój w twarzy Żabca, westchnęła.
— No — i — jakże wam na tym świecie! co porabia p. Aureli — spytała, oczyma ciągle rzucając dokoła.
Zapytanie to wywołało grymas na twarzy pana Aurelego.
— A! co tam o mnie mówić — odparł — niech mi panna Salomea powie lepiej o sobie... Co panna tu porabia?
Obojętnie poruszyła ramionami kobieta i spuściła oczy. Wyraz boleści, jaka się na jej licu wypiętnowała, odpowiadał za nią, ale ta miała już czas zastygnąć, a ona się z nią zżyć i oswoić — stała się chroniczną.
— A! o mnie mówić nie warto — odezwała się spokojnie. — Kobiece losy, łatwo odgadnąć! Mój los musiał być taki, jak wszystkich istot mnie podobnych. Śniło się coś, śniło, potem sen opłakało, serce sobie zastygło i bieda nauczyła się modlić. Pracuję, modlę się — no — i jestem spokojna!
Patrząc na gospodarza i tego niespodziewanego gościa, słuchając nawet rozpoczętej rozmowy, trudno było odgadnąć jaki stosunek mógł z sobą łączyć te dwie istoty, nie jednakiego pochodzenia, wychowania i stanu.
Przybyła panna Salomea, chociaż bardzo poważna, szlachetnego oblicza i postaci, należała widocznie do warstwy społeczeństwa, żyjącej z pracy
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.