przed staremi babami siłą charakteru i zrobiłem kolosalne głupstwo, którego przez lat kilka wydychać nie potrafię.
Zadumany Aureli nie kończył, bo mu najdziksze myśli przychodziły, a p. Wincenty milczał, bo nie widział dziś wyjścia... Milczenie to mówiło: Tak, przyjacielu... zrobiło się głupstwo — myśl, jak z niego wyjdziesz...
Po trzy i cztery jazy na dzień jeden i drugi coś projektował i — okazywało się, że się to na nic nie zdało. W Warszawie, ci co znali majątek, powiadali otwarcie, że na nim dobrzy gospodarze tracili, dochód był za wysoko otaksowany, więc czego się mógł spodziewać Aureli.
Pocieszał się tem, że to były pieniądze wygrane, ale zmarnować je w tak smutny sposób, nawet się nie pobawiwszy...
— Bądź co bądź! — rzekł w końcu po cichu Żabiec do przyjaciela — honor potrzeba ocalić... Będę siedział na wsi, ziewał, tracił i kłamał, że robię fortunę, a tymczasem los mi nastręczy jakieś wyjście... albo...
— Tak, należy faire bonne mine a mauvais jeu, — kończył Niedrażewski. — Na pociechę po całych nocach przypominali sobie śmiejąc się te dobre czasy, za które oba odprawili pokutę, a których całą próżnię i czczość czuli teraz...
Niedrażewski mający przynieść z sobą pociechę, w istocie odjął ostatnią, bo wcale inaczej odmalował Aurelemu Eleonorę i hrabiego. Wszelkie
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.