poszukawszy, znajdą i w niedostatku ich... książki.
— Ach książki! — rozśmiał się niemal pogardliwie Aureli.
— Ja — przerwała starając się go rozerwać Winnicka — porównywam je do siana. Gdy zielonej paszy, to jest żywych ludzi, braknie, trzeba to siano jeść, aby nie umrzeć z głodu.
Porównanie dosyć oryginalne nie wywołało uśmiechu. Żabiec milczał z głową spuszczoną, nie czując, że stara ciotka usiłowała przez litość go zabawić, choć jej się też nie chciało śmiać. bo miała w sercu rozbudzające się współczucie dla siostrzeńca.
— Z waćpana, widzę, desperat... — dodała ciszej.
Aureli podniósł oczy i nastroił się do przymuszonej wesołości.
Niepewność, która go dręczyła, niepokój i niezgoda z samym sobą wprawiały go w rodzaj gorączki. Czuł, że własnym losem nie władał, a upokarzało go to do najwyższego stopnia, że okoliczności zmuszały go ulegać takim wpływom, jak naprzykład Salusi, jak Winnickiej — których nie uznawał wagi i znaczenia.
Bił się ciągle z sobą. — Chwilami gotów był wyrzec się wszystkiego, powrócić na Mokotowską ulicę, żyć po dawnemu i zdać dzierżawę na lada kogo — ale wstyd mu było zawracać się z drogi. Musiał więc jechać na wieś, bez ochoty, bez przekonania, bez nadziei, aby się to na co zdało. Hra-
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.