bina Eleonora, po otworzeniu mu oczów przez Niedrażewskiego, już go tylko zajmowała jako wspomnienie miłe...
Winnicka na wsi doradzała mu książki!! Ruszał ramionami... Dla dzieci, dla młodzieży, rozumiał ich użytek — ale dorosłym zabawiać się niemi? tego nie pojmował.
Na kilka pytań ciotki odpowiedział z takiem roztargnieniem, iż się sam wstydzić musiał, uderzyło go to, że Winnicka trochę więcej, trochę jawniej okazywała mu współczucie i troskliwość o niego, ale brał to za prostą grzeczność z jej strony.
Wstał aby się pożegnać i nie zdradzić ze stanem duszy — chociaż sam nie wiedział jeszcze czy wyjedzie. Znowu flaszeczka i rewolwer nastręczały się jako jedyne lekarstwo. Co miał zyskać na przeciągnieniu? Od życia nie było się już czego spodziewać... Nie miał nikogo na świecie i nikomu potrzebnym nie był. Wiedział że najlepszy nawet przyjaciel Niedrażewski, gdyby się dowiedział, iż umarł, po kilku dniach jużby się z tą myślą pogodził... a może mu zazdrościł spokoju.
Tego stanu ducha, na jaki go położenie naraziło, odmalować trudno. W ciągu dnia zmieniały się postanowienia niewiedzieć wiele razy. — Jechał, pozostawał — szedł do aptekarza, zawracał się niedoszedłszy... śmiał się, gniewał — rozpaczał.
Na Mokotowskiej ulicy nie było już na czem usiąść, ani się na czem wygodnie położyć. Jedna pożyczona kanapka zastępowała wszystko.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.