Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

wyjazd nie mogę ręczyć, chociaż został nieodwołalnie postanowiony i sprzęty już na wieś powędrowały.
Tymczasem — rzekł z naiwnością obudzającą politowanie — gdyby się kto znalazł co by mi dzierżawę tę odebrał, nawet ze stratą, zdaje mi się że bym mu ją oddał z radością...
— A potem? — spytała Winnicka.
— Albo ja wiem — rzekł Aureli — nie jest-że to stan politowania godny?
— Dobrowolna męczarnia — wtrąciła Winnicka ze współczuciem.
— Tak, męczarnia, ale nie dobrowolna, przerwał Żabiec poruszony okazaną mu sympatją. — Los nielitościwy rzuca mną i miota. Rozpoczął od upokarzającego zesłania mi panny Salomei, a skończył na ironicznem opatrzeniu mnie w pieniądze na drogę, których użyłem na zgotowanie sobie tortury...
— Dla mnie to najdziwniejsze — dodała Winnicka — starając się rozdrażnienie złagodzić, że waćpan to widzisz tak jasno. Sądzisz tak sprawiedliwie, a do czynu nie masz potrzebnej energji.
Aureli poruszył ramionami.
— Cóż temu winien człowiek, gdy nie może podnieść dwóchset funtów? — odparł z goryczą. — Mówią, że dzieci pokutują za rodziców winy: tak, jest coś we krwi. Ojciec mój przez całe życie na coś czekał i czegoś się spodziewał, nic nie robiąc... Nieudolność tę jego ja przejąłem w spuściźnie... pokutuję za grzech jego...