Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

Zamilkła Winnicka, ale twarz jej sposępniała.
— Najłatwiej — rzekła — winy własne składać na drugich — ale w tem zaledwie jest odrobina prawdy... Już sam ten sąd jest oznaką słabości, na którą trzeba radzić nie narzekać... A że rada na nią jest — to pewna...
I pomilczawszy chwilę, zwróciła rozmowę z widoczną litością nad skazanym.
— Oddalenie się od Warszawy jest za małe — rzekła — że tego za pożegnanie i wyrzeczenie się nie można uważać. Będziesz pan mógł odwidzieć dawnych znajomych i utrzymać stosunki...
— W takim razie pocóż się było wynosić! — odparł Żabiec — nie wiele się zmieni, a nic nie zyska, oprócz że na bryczce trzęsącej po złej drodze będę musiał jechać do lichego hotelu — aby od nudnego uciec domu.
Wcale nie zrażając się temi wybrykami złego humoru, Winnicka okazywała się coraz czulszą dla niego... Zdawała się tylko wstrzymywać od zbytnich wzruszeń, jakby walczyła z sobą.
Tak było w istocie. Biedna, znękana kobieta, tyle w życiu doznawszy zawodów, ostygła i rozczarowana, coraz mocniej się przywiązywała do tego siostrzeńca, którego zaufanie, otwartość ujmowały ją. Ale się lękała cała oddać temu uczuciu, zająć jego losem, aby nowego nie doznać zawodu.
Aureli poruszył się dla ostatecznego pożegnania, które czulsze było z obu stron niż się spodzie-