Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Salusia go pochwyciła...
— Chodź... Zafunduję waćpanu herbaty z rumem, — powiedz mi o nim, o sobie, o gospodarstwie...
— Za herbatę z rumem — nie! — krótko odparł głową potrząsając Rzepski.
— No to, cóż?
— Jeżeli już łaska... no to chleba z masłem i kufel piwa... — odparł Rzepski...
Panna Salomea wprowadziła go do poblizkiego ogródka, siedli w kątku. Kazała podać co chciał z dodatkiem szynki. Rzepski jadł tęgo ale milczał.
Siedział pogrążony w myślach, jakby o pannie Salomei zapomniał... nagle obejrzał się, zobaczył ją — i westchnął.
— Mów-że bo — zawołała, zbliżając się i przynaglając, co się z nim, co się u was dzieje? nikogo nie widać...
Rzepski, pomilczawszy trochę, rozśmiał się.
— Co się u nas dzieje!? hę! Ja, co na to patrzę, nie rozumiem, a panna Salomea by chciała z tego, co ja powiem, się coś dowiedzieć. Ja pannie powiadam, że tego i djabeł nie zrozumie... To dość.
— Ale, czegoż? co? co się dzieje? — wołała zniecierpliwiona stara panna, bijąc się rękami po kolanach. — Mów waćpan porządnie...
— Cóż będę mówił? — zamruczał Rzepski. — Co! Panna wie! ja go na rękach nosiłem, kiedy był mały, patrzałem, jak rósł, nie odstępo-