jestem, myślałem, że już się niczemu dziwić nie będę.
Ruszył ramionami. Salomea milczała.
— Myślicie, że wytrzyma? — spytała.
— Cóż ja teraz mam myśleć! — zawołał Rzepski, łapczywie chleb jedząc i piwo popijając. Ja już za nic nie ręczę, i głupi jestem — głupi jestem.
— Ale cóż mu się to stało? dla czego on to robi — poczęła panna....
— To też dla mnie zagadka — rzekł Rzepski.
Milczeli czas jakiś — Rzepskiemu się na ochotę zwierzania zebrało, i nie pytany począł.
— Inny się człowiek zrobił.... Panna go też znała.... Gębę miał popsutą, pieścił się, bywało z łóżka go ściągnąć trudno, tak leniwym był — a teraz... Ledwie na brzask, ten już wstaje, budzi — nie wziąwszy nic do gęby, wybiega; w każdy kąt zajrzy.
Niechże panna i to miarkuje, że on o gospodarstwie nie miał pojęcia, nigdy się tego nie dotykał, nie rozumiał, ani be ani me; ale to taka bestja..., że czego nie wie, to się, gdy chce, domyśli, nauczy nie wiedzieć z czego. Dosyć mu popatrzeć, a ludzi z przełaja popytać, podsłuchać. Z początku nasz ekonom ramionami ruszał i śmiał się, a teraz głową pokręca. Jego ani okłamać, ani oszukać....
Stara panna spuściwszy głowę, milczała.
— Kiedy człowiek tak się weźmie do pracy
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.