Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

— Musiała mu dać pieniędzy — zawołała Salomea.
— Otóż nic, ani grosza!! wiem na pewno! — krzyknął Rzepski. Próbowała — prawda — ale odesłał nazad... nie przyjął.
Milczeli chwilę, aż złośliwa stara panna, z kwaśnym uśmieszkiem wtrąciła:
— Nie bój się, ma rozum!! nie wziął mało, bo mu się chce wszystko dostać.
Rzepski zakrztusił się piwem i porwał oburzony.
— Panna Salomea go nie zna! nie! a i ja nie mogę powiedzieć, żebym go znał dawniej... W tym człowieku, co najmniej, dwu ludzi... Tak się zmienić!! Ja już teraz za nic nie ręczę...
Zamilczała zmięszana stara panna.
— Więc aż dwa razy przyjeżdżała Winnicka — odezwała się.., — Cóż! oglądała gospodarstwo?
— Nie — ale on zachorował był jakoś i musiał się położyć, a ona się o tem dowiedziała przez Marcinowskę...
— Jaką Marcinowskę? — pytała żywo Salomea.
— To panna nie zna Marcinowskiej? — podchwycił Rzepski. — Marcinowska służyła dawniej u Winnickiej, a ta nam ją zarekomendowała...
Salusia gorzko się śmiać poczęła...
— Oczewista rzecz — chciała mieć szpiega ze swojej ręki w Maczkach...