— Tego ja tak dobrze nie rozumiem, jak pan Aureli, odpowiedziała kobieta uspokajając się — widzę w tem tylko palec Boży i wskazówkę mojego obowiązku.
Trudno mnie, prostej kobiecie, chcieć człowieka takiego jak pan, przekonywać i nawracać, ale....
Popatrzyła na niego. Stał osłupiały.
— Ale jakże do tego przyszło? — przerwała milczenie kobieta. — Przyznam się panu, że nie raz spotykałam starego Rzepskiego i pytałam go o pana, odpowiadał mi zawsze: — co ma być! żyje jak żył — i po wszystkiem...
Więc to życie tak się marnie miało skończyć!? — dodała.
Aureli milczał, wyraz desperacki zmienił twarz nawykłą do kłamania i układania się.
— A jakże się każde inne życie kończy? — podchwycił gwałtownie. — Czy panna Salomea z całym swoim kobiecym rozumem praktycznym lepiej wyszła? — Rozśmiał się szydersko.
— Naprzód, panie Aureli — rzekła spokojnie zapytana — ja rozumu nie miałam długo, powoli go nabywałam, a teraz... teraz nie rozum trzyma, ale pan Bóg i pobożność. Przebyłam drogę ciernistą, bo ona mi była przeznaczoną... a teraz... teraz? jestem spokojną... Wierz mi pan... modlę się i z tem mi dobrze!
Pan zamiast ciernistej drogi, wybrałeś kwiecistą — no — ot... do czego ona doprowadziła!
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.