— Nie — nie — zaprzeczył Żabiec — zapóźno! Człowiek zmiękł, popsuł się, rozleniwiał a zresztą na życie się napatrzył i smak do niego stracił... Bierz licho resztę...
Zamachnął ręką rozpaczliwie...
Panna Salomea oczyma ścigała przechadzającego się.
— Nie mam innego wyjścia — począł po przestanku na wpół sam do siebie Aureli... — Długów mam po szyję, w karty mi się nie szczęści, zaprzedać się i ożenić dla grosza — nie mogę...
To mówiąc wskazał na małą flaszeczkę...
— A oto w tych kilku kroplach ratunek pomocny, jedna chwilka, jak piorun i wszystko skończone.
— Pan myśli? spytała Salomea — alboż to duszy i Boga nie ma? Na ostatek, choćbyś w nic wierzyć nie chciał, nie wiem czy przyjemnie zostawić po sobie pamięć dezertera, który zabrawszy co do niego nie należało — uciekł na tamten świat, bo go tam dogonić nie można!
Rozśmiała się smutnie.
Żabiec się zżymnął...
— No — więc cóż? co począć? — zapytał.
— Pan Aureli o to mnie potrzebuje się radzić! — odparła Salomea.
— Bo nie ma rady żadnej — zawołał Żabiec — i musisz to przyznać. Można mi czynić wymówki, że do tego terminu się doprowadziłem, ale raz
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.