Żabiec nic nie odpowiedział. Nastąpiła chwila milczenia.
— Ale ja... ja tu niepotrzebnie się wcisnąwszy, — dodała po przestanku podnosząc oczy ku niemu — muszę w końcu odejść — z wielkim smutkiem w duszy... Zostanie mi wspomnienie, żem pana zatruła wymówkami niepotrzebnemi...
Uczyń mi pan jedną łaskę!
Pan Aureli podniósł oczy...
— Nie mam ani nadziei, ani w sobie czuję siłę, żebym miała pana nawrócić, ale — daj mi tę flaszeczkę i rewolwer na cztery tygodnie, a tymczasem — myśl... próbuj, znajdziesz może wyjście jeszcze... jeżeli w istocie jesteś mężczyzną a nie starem dzieckiem...
Składać winę na ojca — a! panie mój, to bardzo łatwo, ale bardzo rzecz upokarzająca i smutna...
To mówiąc wstała panna Salomea i nie czekając odpowiedzi zbliżyła się do stoliczka, wzięła z niego flaszeczkę i rewolwer, które schowała do kieszeni. Aureli się nie sprzeciwiał.
— Masz pan miesiąc czasu — dodała błagająco rękę wyciągając ku niemu. Choć pan w nic nie wierzysz, ja dodam — modlić się będę na jego intencję.
Przekonaną jestem, że niedarmo mnie tu dziś los — nie los, ale wasz anioł stróż, sprowadził.
Przypadku nie ma na świecie... bo jest Opatrzność — wierz mi...
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.