— Rozpocząć życie — ale z czem?
Żabiec nie miał zwyczaju nigdy nosić ani sakiewki, ani pugilaresiku na pieniądze, kładł co miał grosiwa do kieszeni, złoto, miedź, papiery, i dobywał z takiem lekceważeniem, jakby miljonami władał — tym razem w jednej tylko z kieszonek coś zabrzęczało, a w drugiej zaszeleściało. Podszedłszy do świecy i przeliczywszy co mu pozostało, przekonał się, że miał około piętnastu rubli całego majątku... ale czem dla niego było — rubli piętnaście?
Z uśmiechem pogardliwym na stolik je rzucił.
Nawykły wykręcać się, wykłamywać, wyślizgać w najcięższych razach, Żabiec nie potrzebował długiego czasu aby, znaleźć coś na razie mogącego mu posłużyć. Oczekiwał na Rzepskiego — ale że on się opóźniał, wyszedł, pochylił się nad schodami i donośnym, niecierpliwym głosem stróża Łukasza wołać zaczął.
Nierychło, gdy huknął kilka razy, głos mu odpowiedział z dołu i powołany, w fartuchu brudnym, z nosem zatabaczonym, w załojonej czapeczce na łysej głowie, ukazał się z ciemności wyłaniając...
— Co jaśnie pan sobie życzy?
— Acan nie wiesz nic co się w domu dzieje! Na Boga!
— Albo co? co? — odparł Łukasz powoli czapeczkę ściągając i czując nadchodzącą burzę.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.