Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

go, iż pochwyciła go na uczynku, że ona ocaliła mu życie...
Ona!! to ironja losu, upokarzająca go — budziła w nim nietylko gniew, ale pragnienie dokazania jakiegoś cudu, któryby go we własnych oczach zrehabilitował.
Dręczył się myślami temi noc prawie całą... Kilka dni — rozpuściwszy wieść o kradzieży mógł sobie jakoś dać radę — ale — co dalej? co dalej? Z dnia na dzień żył już za długo — trzeba było uczynić krok jakiś stanowczy!
Znużony, twardym snem chorobliwym zasnął wreszcie nad ranem...


∗             ∗

Dla poznania bliższego nieszczęśliwego bohatera naszego opowiadania, musimy się cofnąć wstecz na kilkadziesiąt lat i dowiedzieć o jego pochodzeniu i przeszłości.
W ostatnich latach ośmnastego wieku, które tyle rodzin i majątków przyprawiły o ruinę w naszym kraju, a tyle nieznanych dawniej nazwisk i ludzi nagle postawiły na świeczniku i wyposażyły majętnościami olbrzymiemi, — na Podolu jakby z pod ziemi wyrosła nagle familja Czarnogrodzkich, która przyszła do posiadania ogromnych obszarów ziemi, w sposób niezbyt zrozumiały nabytych. Razem z temi bogactwy okazało się, że rodzina była stara, szlachecka, miała kolligacje i prawo liczenia się do uprzywilejowanych, choć