gdy nie szkodzi, kieszeń nie próżna, więc swobodnie może czekać aż się na nim ludzie poznają.
Żabiec drgnął — i wielkiemi oczami go zmierzył — serce mu uderzyło. Widoczna, iż los go brał w opiekę... Niedowiarek, sceptyk na ten raz miał najmocniejsze przekonanie, że pan doktor Marceli Korjatowski jest przeznaczonym do wyratowania go z tej złej toni.
Nie zastanawiając się nawet, odparł rękę podawszy przyszłej gwieździe.
— Doskonale! jeżeli pan na początek chcesz zdesperowanej sprawy, ja mu mogę ofiarować taką, która pod względem zdesperowania nic do życzenia nie zostawuje.
Pan Marceli śmiejąc się odparł.
— W to mi pan graj! Czemuż nie! Byle obiecywała być rozgłośną...
Żabiec zrozumiał, iż należało po tej wzmiance zwrócić na inny przedmiot rozmowę — i z bardzo wesołą werwą począł opowiadać, jak go okradziono wczoraj i okazując że niewielką do tej straty przywiązywał wagę.
Pomimo, iż w duszy był zrozpaczony, gniewny, zły, tak umiał swobodnego i wesołego rolę odegrać, iż nikt się pewno nie domyślał, w jakiem położeniu zostawał.
Wszyscy razem, Referendarz Salceson, Odrobiński, Korjatowski i zaproszony Żabiec, weszli do Stępkowskiego, u którego pierwszy z nich miał wielkie zachowanie, natychmiast więc gabinet się
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.