znalazł. Przyjmującym był Odrobiński, który miał jakieś tajemnicze pobudki fetowania powracającego z tytułem doktora i mającego się tu osiedlić przyszłego mecenasa Korjatowskiego. Żabiec z pobieżnego rzutu oka wiedział, iż miał do czynienia z człowiekiem inteligentnym, — rysy twarzy świadczyły o tem, szło o rozpoznanie charakteru i temperamentu. Pan Aureli miał właściwe sobie pewne sposoby do szybkiego robienia djagnozy. Potrzebnem mu była ta sztuka jako grywającemu w karty, gdzie należy zawsze wiedzieć, z jakich usposobień człowiekiem ma się do czynienia, a czasu ma się do rozpoznawania mało.
Kilka pytań, rzuconych od niechcenia, zdawały się zwiastować w młodym mecenasie ambicję wielką i chęć utorowania sobie drogi bądź cobądź... To właśnie było mu na rękę. Referendarz, który od lat wielu widując bardzo często Żabca, nigdy nie słyszał o tem, ażeby mógł mieć proces jaki, po chwili, jakby naumyślnie, zagadnął go:
— Żartowałeś czy co? jakiż ty masz proces?
— Ba! ba! familijny!
— Gruby interes?
— Gdyby w istocie dało się odzyskać to, o co idzie, z procentami... ho! ho! miljon złotych, mało powiedzieć...
— A dla czegoż spisz z tem! — pytał Referendarz.
— Bo to rzecz zdesperowana — rzekł zimno
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.