Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

rament umiarkowany dozwalał jej o tyle się dać poznać o ile sama chciała. Mówiła oględnie... nie zwierzała się łatwo... a już to samo, że od lat dwudziestu kilku w mieście mieszkając, nigdy skompromitowaną niczem nie była, świadczyło o takcie nadzwyczajnym.
W ogóle pani jenerałowa dla słabości ludzkich była wielce wyrozumiałą, a gdy potępiać co została zmuszona — wolała milczeć.
Po kilkakroć Żabiec miał sposobność różne małe przysługi czynić generałowej, która dla niego okazywała się życzliwą. — Postanowił udać się do niej.
A że teraz wszystko dla niego było wskazówką losu — fatalizmem, gdy wpadł na tę myśl wieczorem, nazajutrz rano, powracającą z kościoła dogonił Dermaszową tuż przy jej mieszkaniu.
— Mam wielką prośbę do pani jenerałowej, — rzekł — całując ją w rękę pokornie. (Lubiła to).
— A no, chodź-że pan, zajdź do mnie... a jeśli w mej mocy... — odpowiedziała.
Weszli milcząc na piętro, a p. Aureli prowadził. Po drodze mowa szła o rzeczach potocznych, potem Dermaszowa poszła kapelusz zrzucić i przyczesać się, powróciła i siadła gotowa słuchać Żabca.
W krótkich słowach, przyzwoicie swoją historję przystroiwszy, p. Aureli opowiedział jenerałowej to, o czem wiedzieć była powinna, aby go