której nie znał i prosząc o zaprezentowanie. Zawahała się nieco hrabina, ale odmówić nie mogła.
Gdy pan Aureli się zbliżył, a gospodyni wymówiła jego nazwisko, drgnęła pani Winnicka, podniosła oczy, ale zimno i bez wzruszenia przyjąwszy prezentację, zamruczała tylko:
— Bardzo miło mi poznać waćpana. Bawisz tu w Warszawie?
— Tak jest, od dosyć dawna.
— Masz jakie zajęcie? — dodała Winnicka.
Niezrozumiale na to odpowiedział p. Aureli, a że ktoś w tej chwili przeszkodził, usunął się co najprędzej, sądząc, że zdobył tyle ile mu było potrzeba, to jest prawo odwidzenia ciotki, która się go przecie publicznie nie wyparła.
Manewrował tak potem, ażeby się już nie zbliżać nadto, a uważał tylko, że oczy starej Winnickiej ciekawie się ku niemu po kilka razy zwracały. Wymknął się dopiero po wyjeździe jej, nie chcąc wprzódy, aby nie dopuścić rozpytywania o siebie...
Nazajutrz o południu, z bijącem sercem, stał w przedpokoju oddawszy bilet swój służącemu, który go długo jakoś obracał na wszystkie strony nim z nim poszedł do pani.
Chwila była stanowcza — przyjmie go czy nie? a jeżeli odprawi, to w jaki sposób. Oczekiwanie w przedpokoju trwało dosyć długo.
Służący wrócił milczący i — drzwi mu do salonu otworzył, w którym nie było nikogo. Urzą-
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.